Każdy ze sportowców – nieważne czy
zawodowych, czy amatorskich – powinien mieć swój ulubiony sklep
sportowy oraz ulubioną markę, z którymi w pełni się
identyfikuje i do których ma całkowite zaufanie. Ktoś, kto
kiedykolwiek miał do czynienia z jakąś dyscypliną sportową
doskonale wie, jak dużą rolę w jej uprawianiu odgrywa
przyzwyczajenie i obsesyjne przywiązanie do pewnych detali, które w
skrajnych przypadkach przyjmuje postać sportowych przesądów.
Tajemnicą poliszynela jest bowiem to, że sportowcy to jedna z
bardziej przesądnych grup społecznych.
Kazimierz Górski na słynnym Mundialu
w Niemczech nie golił brody, Michael Jordan w każdym meczu NBA pod
swoje przydziałowe klubowe spodenki zakładał stare szorty, w
których ćwiczył na wychowaniu fizycznym w college'u, a a pewien
argentyński bramkarz nigdy nie występował w meczach, które
rozgrywane były w soboty. Podobnie ma się rzecz jeśli idzie o
sklep sportowy i kupowany w nim sprzęt. Spróbujcie nakłonić
odnoszącego sukcesy sportowca, żeby zmienił choć sznurowadło w
swoim bucie. Za skarby świata.
Sklep sportowy – ten i żaden inny
Jeśli już któryś wybierze swój
sklep sportowy, to choćby znajdował się na drugim końcu
świata, będzie dążył do tego, aby przysłali mu stamtąd
ulubioną parę butów, rakietę tenisową albo nawet frotkę do
ścierania potu z czoła. Ale wydaje mi się, że takie myślenie
magiczne i przesądność to tylko jedna strona medalu, bo przecież
liczy się również wygoda. Sport to precyzja, a każda zmiana
sprzętu wiąże się (przynajmniej początkowo) z pewnym
dyskomfortem i niezgrabnością. Każdy, kto miał okazję zagrać w
ping – ponga pożyczoną rakietką wie na czym to polega.
Komentarze
Prześlij komentarz